Motorismo Siberia Challenge - Hayabusą przez świat

niedziela, 16 wrzesień 2012 12:43 Opublikowano w Wyprawy

Motorismo Siberia Challenge – wyprawa przez Syberię, Mongolię i do Japonii motocyklem Suzuki Hayabusa. Przygotowania.Wyobrażanie sobie co może pójść źle jest przed wyjazdem niezbędne dla właściwego przygotowania się, ale dostarcza tylu nerwów, że ciężko z tym doczekać do dnia wyjazdu. Myśl o wyjeździe zrodziła się zaraz po powrocie z Maroka w 2011 r. kiedy promieniem o długości 10 000 km (długość trasy tam i z powrotem) narysowaliśmy okrąg na globusie, aby zobaczyć co nam daje taki zasięg.

 

 

Kiedy okazało się, że prawie sięgamy Japonii zaczęliśmy myśleć o możliwości powrotu inaczej niż na motocyklu, aby można było zajechać dalej, nie trzeba było wracać tą samą drogą i każdy kilometr oznaczał nieznane, przygodę. Przez zupełny przypadek natrafiliśmy na artykuł w Internecie o tym, że Putin otworzył dopiero co ostatni odcinek autostrady transsyberyjskiej, co oznaczać miało, że zwykłym samochodem można przejechać od Władywostoku do Moskwy. Oczywiście braliśmy pod uwagę, że nie jest to autostrada w rozumieniu europejskim … Przygotowania ruszyły w grudniu 2011. Trzeba było zrobić listę potrzebnego sprzętu, opracować budżet i … Pierwsza przymiarka rzuciła nas na kolana. Proces kontaktów i rozmów z potencjalnymi sponsorami rozpoczął się w grudniu 2011 po to, aby zakończyć się kilka dni przed wyjazdem odbiorem opon. Nasz główny sponsor Motorismo zainteresował się naszą wyprawą jako pierwszy i dzięki wspólnym pasjom motocyklowym postanowiliśmy razem zrealizować to przedsięwzięcie. Gdy obliczyliśmy, że 95 % sprzętu potrzebnego do wyjazdu mieliśmy otrzymać od partnerów wyprawy kolejna przymiarka budżetu wyglądała zdecydowanie lepiej. Oczywiście przerażały nas pozycje: noclegi, 2 osoby, 60 nocy, oraz transport motocykla drogą morską jako plan awaryjny. Okazało się, że te dwie pozycje były tak drogie, że w praktyce nie opłacało się jechać bez większej grupy ... Problemem było to, że agenci oferujący bilety na kolej transsyberyjską mówili, że w 2011 roku był zakaz przewożenia motocykli koleją transsyberyjską, a jeszcze dodatkowo, gdy zakaz nie obowiązywał, dopuszczalny ciężar motocykla był mniejszy niż ciężar Hayabusy. Bardzo długo nie mieliśmy możliwości, aby skontaktować się z nikim kto transportował motocykl na naszej trasie pociągiem. Gdy jednak nam się to udało, bardzo dużą pozycję w budżecie można było wykreślić. Zostały, jeszcze noclegi … Myśleliśmy z jednej strony o namiocie, z drugiej o doniesieniach o bandytach czających się wzdłuż drogi, o doniesieniach prasowych jak niedźwiedzie w Rosji zjadają ludzi, tygrysy potrafią wyjść z lasu na naszą drogę, że grasuje Yeti lub notorycznie ląduje na Syberii UFO. Ostatecznie postanowiliśmy zaryzykować.

 


2012-06-02
Nie udało nam się załatwić wiz białoruskich na czas więc postanowiliśmy jechać przez Łotwę. Wyjeżdżamy przed południem, prognoza pogody jest zła, doniesienia od naszych fanów na facebooku mówią, że na naszej trasie na mazurach leje jak z cebra. Od samego początku wyprawy dopisywało nam wielkie szczęście. Patrzyliśmy po drodze na ulewy to po lewej to po prawej stronie, a ciemne chmury przed nami się rozstępowały w ostatniej chwili. Droga przez Litwę jest idealnej jakości, na Łotwie jest gorzej, ale znośnie. Przez oba kraje przejechaliśmy nie mając lokalnych walut, jedynie kartę kredytową. Gdy opadliśmy z sił na Litwie zjechaliśmy do wsi i znaleźliśmy nocleg u ludzi przy domu w namiocie, w stodole. Kontakty z ludnością miejscową są niesamowite. Gdy się rusza dalej zostawia się za plecami dobrych znajomych lub przyjaciół.



2012-06-03
Do Rosji wjechaliśmy nie mając ani jednego rubla w kieszeni. Nie mieliśmy przygotowanych punktów na trasie do których mamy dojechać ponieważ uznaliśmy, że droga i zmęczenie jest dla nas nieprzewidywalne. Dodatkowo odstaliśmy na granicy 3 godziny mimo, że byliśmy poza kolejką samochodów. W tym czasie może ze 2-3 samochody przekroczyły granicę. Biegaliśmy od okienka do okienka. Zrobił się wieczór i ze zmęczenia i zdenerwowania postanowiliśmy przenocować blisko za granicą zjeżdżając do wsi. Ta wieś to kilka domów ukrytych w lesie. Na zdjęciu nasz gospodarz. Spaliśmy w namiocie przy domu w którym w ścianach poddasza były dziury po pociskach z czasów wojny o średnicy kilkunastu centymetrów, przez które wlatywały ptaki.



2012-06-04
Droga w Rosji M9 od granicy z Łotwą jest fatalnej jakości. Dziury, spękania lub roboty na drodze, co oznacza brak asfaltu, wymagają jazdy z małą prędkością, aby motocykl zaraz na początku wyprawy się nie rozpadł ze względu na drgania. Okazuje się, że nie byliśmy w stanie dojechać do Moskwy. Znowu ze zmęczenia zjeżdżamy wieczorem do wsi i nocujemy w namiocie przy domu. Odcinek drogi, którym jechaliśmy był jednym z najgorszych i jednocześnie najdłuższy pod względem złej jakości jak się potem okazało w całej naszej wyprawie. Miał również swój klimat, mały ruch pojazdów, gęsty las, prawie brak cywilizacji po drodze za wyjątkiem stacji benzynowych i barów dawał posmak Syberii.



2012-06-05
100 km przed Moskwą droga staje się bardzo dobrej jakości, wreszcie można odpocząć. A w Moskwie na drogach panuje inna logika. Kierowcy się przeciskają, nie zwracają zupełnie uwagi na motocyklistów, ciężko się przepchnąć między samochodami. Na zdjęciu na drodze 2 pasmowej jadą trzy rzędy samochodów, dodatkowo poboczem z jednej i drugiej strony dodatkowe kolumny. Nie wyobrażam sobie jeżdżenia w takim ruchu inaczej niż na motocyklu. W Moskwie próbujemy kupić kartę SIM aby mieć dostęp do Internetu. Po długich godzinach w salonach operatorów i udaje się uruchomić Internet na tablecie. Z tego powodu wyjeżdżamy z Moskwy w godzinach szczytu przebijając się przez potworne korki. Walka na drodze jest wycieńczająca, wyjazd z Moskwy zajmuje kilka godzin.





2012-06-06

Na rosyjskich drogach panuje duży ruch ciężarówek. Najgorsze są miejsca, gdzie z powodu robót na drodze jest ruch wahadłowy. Setki TIRów tworzą gigantyczne korki o długości dziesiątków kilometrów. Nieustannie doceniamy wyższość motocykla. Nie chcielibyśmy tam stać w samochodzie. Wieczorem znowu zatrzymujemy się w wiosce po drodze. Zagadujemy o możliwość przenocowania przy drodze, ale babcia się nas boi. Akurat wyładowują byka z samochodu, który się wyrywa i kilku facetów zaczyna go gonić i potem ciągnąć za sznur przywiązany do pyska. Stoimy tak i rozmawiając z babcią obserwujemy rodeo. W końcu przełamujemy lody idziemy rozstawić namiot. Gospodarze są bardzo biedni. Zabudowania z innej epoki. Wodę pitną zbierają do butelek gdy spływa po deszczu z dachu. Gdy nie ma deszczu muszą przywozić wodę na wózku. Są jednak serdeczni i gościnni. Zapraszają nas w drodze powrotnej.



2012-06-07
Droga jest bardzo męcząca. Przepiękna przyroda dostarcza wrażeń. Za trzymaliśmy się przed mostem, gdzie był ruch wahadłowy. Długie kilometry korka po obu stronach. Objeżdżamy to wszystko. Na moście jednak zaskoczyli nas Rosjanie, którzy próbowali objechać stojących w korku wieloma samochodami i nie zdążyli bo z przeciwka ruszyła fala. W efekcie ci co chcieli przejechać nie mogli przejechać, a ci co zablokowali ruch nie mogli się wycofać. Przejechaliśmy przez to naprawdę zadowoleni, ciesząc się, że mamy motocykl. Za mostem odpoczywamy i spotykamy moskiewskich motocyklistów, którzy jadą na zlot w Tjumeniu i zatrzymują się obok nas. Jak mówią chcą popić, pogadać i dobrze się bawić. Wyobraźmy sobie, że w Rosji motocykliści jeżdżą na zloty mając do przejechania często grubo ponad tysiąc kilometrów, Moskwa-Tjumeń to 2150 km. Zapisujemy kontakty, choć nie mamy nadziei na spotkanie.



2012-06-08
Jedziemy piękną drogą w idealnych warunkach co daje niewysłowiona przyjemność. Odwiedzamy muzeum Kałasznikowa w Iżewsku. Wieczorem spotykamy się koło Permu z członkiem klubu Hayabusa Club Russia i wspólnie przed zachodem słońca w cudownej scenerii masakrujemy komary na drodze do miejscowości Czusowoj.

2012-06-09
Nasz gospodarz, u którego się zatrzymaliśmy jest człowiekiem sukcesu w biznesie i jego historia podboju rynku powinien dla wielu być studium przypadku, na którym można się uczyć. Wspólnie zwiedzamy okolice, podziwiamy architekturę i rozmawiamy o życiu i polityce. Niewiarygodne jak przypomina się nauka rosyjskiego ze szkoły podstawowej i jak dobrze było być dobrym uczniem.

2012-06-10
Przejeżdżamy przez granicę Azji i Europy. Dzięki ostatniej znajomości wyjeżdżamy na na Irbit nowo zbudowanymi drogami o super jakości, których nie ma jeszcze na mapach. Po drodze wyciągamy z głębokiego rowu kierowcę skutera zepchniętego z drogi przez pirata. Dojeżdżamy do Irbitu, gdzie spotykamy się z motocyklistami. Nocujemy u niezwykłego podróżnika, wieczorem rozmawiamy o podróżach, o jego wyprawie do Mongolii, o awariach i ich przyczynach w podróży, podziwiamy mapę Europy i Azji z zaznaczonymi licznymi trasami.


2012-06-11
Z rana odwiedzamy muzeum, głównie motocykli Ural. Dyrektor przyjeżdża specjalnie dla nas abyśmy mimo dnia wolnego mogli obejrzeć niesamowitą kolekcję, którą jeszcze jako konstruktor upadających zakładów uratował przed wyprzedażą do USA. Dyrektor jest jednocześnie motocyklistą, który ma rekord Guinessa w długości jazdy Uralem z podniesionym wózkiem bocznym, ponad 24 godziny, jest również zwycięzcą motocyklowych zawodów Rosji. Z motocyklistami z Irbitu wspólnie jedziemy do Tjumenia, który znalazł się na naszej trasie i to w okresie, gdy jest tam zlot. Przejeżdżamy Ural, od którego zaczyna się Syberia ! Spotykamy ponownie motocyklistów z Moskwy, mimo, że nie mieliśmy pojęcia, że damy radę dojechać na czas. Wychodzimy na scenę, aby odebrać nagrodę na najdłuższy przelot. Poznajemy wielu motocyklistów i kilku prezydentów klubów motocyklowych, i jak to na zlocie, w świetnej atmosferze spędzamy wieczór.





2012-06-12

W drodze do Omska w pewnym momencie zajeżdża nam drogę Honda Goldwing i nas zatrzymuje. Kierowca zaprasza nas na imprezę w Omsku. Zapisujemy namiary i jedziemy własnym tempem. W Omsku ostatnie 3 kilometry dopada nas burza z ulewnym deszczem, spotykamy się z nowopoznanym motocyklistą i jedziemy wspólnie do klubu motocyklowego w większej grupie motocyklistów. W nocy mamy obejrzeć razem mecz Polska Rosja, bikerzy zapowiadają, że nie wyjdziemy z tego żywo jeśli Rosja przegra. Niesamowity klub, rewelacyjna atmosfera w środku i koncert na żywo. Nasz nieznajomy okazuje się bardzo zamożnym człowiekiem, zabiera potem całe towarzystwo taksówkami do klubu, gdzie jest dyskoteka, oglądamy na żywo walki bokserskie i mecz Polska Rosja. Jest remis, będziemy żyć!



2012-06-13
Po ciężko spędzonej nocy i męczącej drodze robimy całodniową przerwę w podróży. Poznaliśmy motocyklistów z różnych rejonów Rosji, Mołdawii i Ukrainy. Wynajęci kucharze przygotowują posiłek. Spędzamy dzień na rozmowach, jedzeniu i planowaniu. To jest trudne do uwierzenia, że w tej grupie znajdują się motocykliści, których poznaliśmy po drodze, potem spotkaliśmy na zlocie w Tjumeniu, a teraz trzeci raz jesteśmy razem!

2012-06-14
Rano my wyjeżdżamy do Nowosybirska, a nasi przyjaciele kierują się w góry Ałtaj. Kilkaset kilometrów jedziemy razem. W Nowosybirsku dzwonimy do motocyklistów z prośbą o przenocowanie. Telefon odbiera Polak. Okazuje się, że nocować będziemy z Polakiem, który wraca z Magadanu i Ukraińcem, który wybawił Polaka z opresji po drodze i odtąd podróżują razem. Polak w okolicach Czity, najbardziej bandyckiej drodze na naszej trasie, gdzie zdarzyły się dwa morderstwa motocyklistów przebił dętkę, a potem przy wymianie nową uszkodził łyżką z nerwów przy zakładaniu, bo bardzo się bał tkwić w tym miejscu, o którym wszyscy opowiadają koszmary. Cały wieczór jeździliśmy po mieście i okolicach, przepiękny zachód słońca oglądaliśmy nad ogromnym sztucznym jeziorem elektrowni wodnej. Poznaliśmy prezydenta i innych motocyklistów z klubu motocyklowego. Wieczorem wspólna kolacja i rozmowy do późna. Uzyskaliśmy cenne informacje i kontakty.



2012-06-15 - 2012-06-20
Z rana z wielkim trudem i opóźnieniem pakujemy się w drogę do Aczyńska, gdzie czeka na nas poznany przez Internet jeszcze przed wyjazdem bardzo przyjacielski motocyklista. Po drodze mijamy Niemców, z których jeden jedzie na motocyklu z silnikiem diesla. W Aczyńsku jesteśmy bardzo późno, przed północą. Gdy jest już w miarę blisko z przeciwka mijają nas motocykliści, którzy niespodziewanie zawracają i zaczynają nas asystować do miasta. Okazuje się, że nasz przyjaciel ich wysłał nam na spotkanie i czeka na nas przy drodze. Po spotkaniu jedziemy na miejsce zlotu motocyklowego, gdzie wszyscy wiwatują i nas witają. To jest tak niesamowite spotykać się po drodze z życzliwością i przyjaźnią. W trakcie pobytu w Aczyńsku byliśmy Krasnojarsku, w Chakasji nad ogromnym jeziorem pośród stepów, i mieliśmy tyle atrakcji, że było to wprost nie do ogarnięcia.











2012-06-21

Jedziemy do Abanu. Nocujemy u oficera policji. Na pytanie przy kolacji z jaką prędkością podróżujemy, zapada na chwilę cisza … Piotrek spędził jak sam powiedział jeden z najfajniejszych wieczorów w życiu z młodzieżą z Abanu. Gospodarz opowiadał jakich sposobów używają bandyci na drodze od Czity do Chabarowska. Udzielił nam wskazówek jak najbezpieczniej tam postępować. Powiedział, że ma nawet film opublikowany przez bandytów z napaści na samochód, ale nie dał rady go znaleźć. Plus jest taki, że najgorsza fala przestępczości za Bajkałem miała miejsce wg niego kilka lat temu.

2012-06-22
Droga do Irkucka to po prostu masakra. Nie wyjaśniliśmy do końca na facebooku dlaczego. Otóż najgorsze odcinki zaczynają się za Krasnojarskiem. Są dwa, długości po kilkanaście kilometrów. Nie ma asfaltu. Nie tak jak w innych miejscach robót drogowych, gdzie podłoże pod asfalt jest utwardzone w miarę równo. Tam jest koszmarnie nierówno. Z ziemi wystają fragmenty starego podłoża, asfalt, duże kamienie. Jazda z niewielką prędkością to takie drgania motocykla, że wydaje się, że zaraz się połamie. Każda ciężarówka, która nas mija zostawia chmurę pyłu, że nic nie widać. Dlaczego masakra ? Dlatego, że zanim dojechaliśmy do pierwszego odcinka zaczęliśmy oglądać pojazdy z przeciwka, które zmieniają na poboczu koła, nieważne czy samochód osobowy czy TIR. Koła zmieniali chyba wszyscy. Jak zobaczyliśmy ilu kierowców zmienia koła to przerażenie, że nie uda się nam przejechać przez to co jest przed nami bez przebicia opony. A naprawa opony na Syberii będzie nie lada wyzwaniem. Ostatecznie udało się przejechać. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że nam się udało ponieważ jechaliśmy wolno. Rosjanie jechali bardzo szybko, jak szaleni, więc koła uderzały o ostre kamienie w nierównościach podłoża, wcześniej czy później niszcząc oponę. Wieczorem strasznie zmęczeni nocujemy w Bracku u księdza, gdzie spotykamy się z wielką serdecznością i gościnnością. Droga przed Brackiem to też atrakcja, kilkadziesiąt kilometrów asfaltu harmonijki. Jazda powyżej 45 km/h to nieprawdopodobne drgania motocykla.





2012-06-23
Z rana ksiądz obwozi nas po Bracku pokazując okolicę. Oglądamy elektrownię wodną, która jest dużą atrakcją i poznajemy historię tego rejonu przez pryzmat polaków tu mieszkających. Wyjeżdżamy zbyt późno i nie udaje nam się dojechać do Irkucka. Nocujemy w zamkniętym klasztorze sióstr karmelitanek w Usole Sibirskoje.



2012-06-24
Zmęczenie daje się we znaki. Od sióstr z klasztoru nie daje się wyjechać z rana. Dodatkowo Irkuck wita nas deszczem. Zatrzymujemy się pod wiaduktem, od razu przy nas zatrzymują się motocykliści, aby dowiedzieć się czy nic się nie stało, czy nie potrzebujemy pomocy. Decydujemy się nocować w nieodległym Irkucku. W Irkucku poznajemy niezwykle miłą parę, którzy nas szokują pozytywnym nastawieniem i okazanym nam zaufaniem. Dziewczyna wyjeżdża wcześnie rano na dwutygodniowe wczasy i mimo pakowania ma czas dla nas by obwieźć nas Ładą Niwą po mieście. Po pierwsze mają ten czas w gorącym okresie przed wyjazdem, po drugie dostajemy mieszkanie, rano kiedy się obudzimy mamy po prostu wyjść i zatrzasnąć drzwi. Człowiekowi wyhodowanemu na kapitalistycznej telewizji sprzedającej zło i nieszczęścia nie sposób zrozumieć, że są tacy ludzie. Ale my jesteśmy w stanie to pojąć, bo w różnych formach poznajemy przejawy życzliwości od lat i niezależnie od kraju. Nasz telewizor od wielu lat stoi w piwnicy, i niech tak będzie zawsze. Na zdjęciu w super nowoczesnej dzielnicy budowanej dla turystów Piotrek kręci się na kole, aby wg miejscowych wierzeń mieć szczęście.

2012-06-25
Wyjeżdżamy z lasu nad Bajkał i jesteśmy pod wrażeniem otwartej przestrzeni i piękna przyrody. Jesteśmy w Buriacji, gdzie ludzie mają niezwykłe twarze, jak potem mówią nam Mongołowie, Buriaci to też dzieci Czyngis-chana. To są rejony, gdzie wiele osób obeznanych w temacie uważa, że lepiej nie zjeżdżać z trasy, nawet nie zatrzymywać się dla bezpieczeństwa. Żeby dojechać nad jezioro, musieliśmy przejechać beznadziejną drogą przez zapadłą wioskę, przez zaglinione kałuże i okropne kamienie. Nad Bajkałem trafiliśmy na przepiękną plażę. Chciałoby się tutaj zostać kilka dni.







2012-06-26

W Ułan Ude poznajemy największą głowę Lenina ,rekord Guinessa, zwiedzamy klasztor buddyjski Dacan Iwołgiński, cieszymy się z poznania wielu motocyklistów. Nocujemy u mechanika, który prowadzi warsztat motocyklowy. Pomaga nam naprawić braki w śrubach, które zgubiliśmy po drodze. Przyjeżdżają motocykliści, rozmowom i nowym znajomościom nie ma końca.





2012-06-27 – 2012-06-30

Tego dnia było ciężko, wiedzieliśmy, że tak będzie. Długi dystans jednocześnie granica do pokonania. Droga do Ułan Bator w większości wspaniałej jakości. Pojawiają się odcinki z dziurami, ale w większości asfalt jest świetny, długie proste w zasadzie stworzone są do testowania maksymalnych osiągów motocykla. Przed Ułan Bator pada deszcz, który padał może 5 minut, ale na odcinku robót drogowych zrobiło się straszne błoto. Cud, że nie upadliśmy w nierównej walce z samochodami osobowymi i ciężarówkami. W Ułan Bator dzikie korki, i straszne dziury, to nowa jakość dla nas. Strasznie trzeba uważać, aby się nie rozbić. Dojeżdżamy do celu późno w nocy i bardzo zmęczeni. Nocujemy u mongolskiej rodziny.W Ułan Bator spędzamy kilka dni podczas, których oglądamy piechotą miasto, zwiedzamy klasztory buddyjskie oraz z Mongołami wyjeżdżamy samochodem do parku narodowego po drodze oglądając ogromny pomnik Czyngis-chana. Wybieramy się również na odległy rynek gdzie można kupić wszystko. To nie jest proste zadanie, nie ma jak dogadać się z Mongołami. Jedziemy taksówką, busem, gdzie wbite jest ok. 18 osób. Ledwo można ścisk wytrzymać, do tego upał … Powrót to też wyzwanie z racji tego, że trzeba znaleźć właściwy bus których setki stoją w okolicy, obsługa nawołuje do wsiadania, ale my nic nie rozumiemy. W końcu szczęśliwie dojeżdżamy do celu.









2012-06-30

Z ciężkim sercem opuszczamy naszych przyjaciół w Mongolii.Wracamy do Ułan-Ude, walczymy z czasem, aby dojechać przed nocą. Otoczeni przepiekna przyrodą, marzymy, aby tu jeszcze wrócić.



2012-07-01
Droga do Czity jest równie piękna. Czego więcej potrzeba do szczęścia ?



2012-07-02
Ten dzień to próba strachu, jedziemy bandycką drogą, przestrzega nas nawet po drodze pracownik stacji benzynowej, który nalewa nam paliwo do baku. To rejony gdzie panuje bezrobocie i związane z nim pijaństwo. Po ostatnich morderstwach motocyklistów wszyscy na trasie o tym mówią. Przed Skoworodino widzimy znak zjazdu z autostrady ze strzałką w stronę miasta. Ale jest podejrzanie, miasto jest blisko, ale droga fatalnej jakości bez asfaltu, liczne diury zalane wodą, przez las. Zatrzymujemy się aby zadzwonić do wsi i dowiedzieć się czy jechać tędy czy wielokilometrowym objazdem. Jest już noc. I nagle od autostrady zjeżdża samochód i zatrzymuje się oświetlając nas swoimi światłami, po czym o zgrozo wyjeżdża z drugiej strony z lasu podobny SUW. Wygląda to, czujemy przez skórę, na zorganizowany napad. Robi się nerwowo. W popłochu kończymy rozmowę i wsiadamy na motor, aby mieć choć cień szansy na ucieczkę. Ruszamy w las, krew żyłach gorąco pulsuje, gdy przejeżdżamy obok samochodu, który wyjechał z lasu, za nami pomału jedzie drugi SUW. Nie zatrzymujemy się jedziemy dalej i szczęśliwie nic się nie dzieje … Policjant mówił, że bandyci oglądają swoje potencjalne ofiary przed akcją więc, nie można mieć pewności, że zagrożenia nie było.
Przejechanie tego lasu w nocy w tym rejonie to jest ekstremalne przeżycie, psychologia robi swoje. W Skoworodino, motocykliści pomagają nam przed północą znaleźć tani hotel, jedyny hotel, w którym śpimy w czasie całej wyprawy. Potem okazuje się, że dobrze zrobiliśmy jadąc przez las bo wyjazd ze Skoworodino to droga w remoncie fatalnej jakości. Podróżnicy zwykle nie wjeżdżają do miasteczka zatrzymując się w hotelu po drodze przy trasie.





2012-07-03

W drodze do Chabarowska nocujemy w miejscowości Nowoburiejsk. Piotrek śpi w łóżku pod pierzyną, a ja w starej karetce, w której gospodarz jeździ na polowania na niedźwiiedzie lub na ryby. Pdobno za rzeką jest zmiana strefy czasowej. Wszyscy stąd jeżdżą do Chin na zakup[y, bez wiz. Opowiadają nam zabawne opowieści jak tam Chińczycy wszystko jedżą cokolwiek się rusza i jak jest tanio, i jak sobie jeżdżą handlować, szkoda nam, że nie mamy wiz, ale trzeba też trzymać się planu, bo inaczej nigdy nie da się wrócić do domu. Gospodarze na kolację wyciągają wszystko co mają w lodówce. Włącznie z własnoręcznie upędzoną wódką, i mówią, że w sklepie się wódki nie kupuje, bo nie wiadomo co się kupi, a jak się samemu zrobi to wiadomo, co się pije.



2012-07-04
Droga do Chabarowska jest w większości złej jakości, wiele odcinków w przebudowie. Nocujemy w klubie motocyklowym Szamans.



2012-07-05
Dzień odpoczynku mimo zwiedzania Chabaroska i spotkanie z klubowiczami.

2012-07-06
Na drodze do Ussuryjska w dalszym ciągu pojawiają się okropne kawałki drogi.



2012-07-07 – 2012-07-09
Władywostok. Dojeżdżamy na Święto Miasta, wieczorem nad morzem koncert i sztuczne ognie. Powstaje plan dalszej podróży. Szukamy połączenia z Japonią, biorąc pod uwagę czas i koszty w grę wchodzi tylko samolot. Zapada decyzja o wyjeździe do Japonii. Dzięki nieocenionej pomocy klubu motocyklowego Iron Tigers mamy gdzie spać i wysyłamy motocykl pociągiem do Moskwy. Wszystko jest tak obliczone, aby po powrocie do Moskwy motocykl już czekał. Rezygnujemy z kolei transsyberyjskiej z powodu czasu, ile taka podróż by zajęła.

2012-07-10 – 2012-07-24
Japonia. Poruszanie się po Japonii jest bardzo trudne, ponieważ ulice nie mają nazw. Miasto jest podzielone na obszary, które dalej dzielą się na podobszary. Oznaczenia są najczęściej na słupach, ale to mało przydatne informacje, nawet mieszkaniec miasta z innego rejonu musi pytać mieszkańców danego rejonu o wskazówki jak znaleźć adres, którego szuka. Japończycy radzą sobie za pomocą nawigacji w komórce. Niestety jest tam inny system niż w Europie i nie ma kart SIM do kupienia. Telefon trzeba kupić, ale nie można kupić jeśli się nie ma ustalonego miejsca pobytu w Japonii. Inną opcją jest droga dzierżawa telefonu. Nawigację komplikuje fakt, że Japończycy nie mają jakiejkolwiej orientacji w terenie. Można zapytać o drogę na stację kolejową, która wydaje się, że powinna być oczywistą, znaną lokalizacją, a wyślą w inną stronę lub powiedzą, że nie wiedzą, gdzie jest, jeśli nie mają nawigacji GPS w komórce. Dać mapę z prośbą o wskazanie gdzie się znajdujemy lub gdzie jest dane miejsce jest również śmiesznym doświadczeniem, bo będą rozglądać się i kręcić mapą z wysiłkiem na twarzy, że naprawdę chcą pomóc, a potem wskażą odwrotną stronę. Nabłądziliśmy strasznie, ale trzeba było sobie jakoś radzić. Nie mieliśmy GPS’a z mapą Japonii … Wszystko jest makabrycznie drogie, jedzenie, transport. Udało nam się cały okres w Japonii przeżyć nie korzystając z hotelu, mieszkając u ludzi. Dzięki temu mieliśmy pieniądze na kolej oraz autobusy. Świątynie w Japonii są piękne i wiele z długim tracycjami. Zwiedziliśmy zoo, muzeum mieczy, parki i ogrody, zamki i pałace, podziwialiśmy widoki Tokio, Osaki oraz Kioto z wysokich wieżowców. Zwłaszcza zamek szoguna w Kioto, gdzie zdązyliśmy kilka minut przed zamknięciem bram pozostawił wrażenie, chodziliśmy korytarzami i zaglądaliśmy do pomieszczeń, gdzie przebywał shogun i samurajowie, pod nogami skrzypiały deski sprzed wieków. Do Osaki jechaliśmy nocnym autobusem, z Kioto do Fujikawaguchiko też jechaliśmy nocnym autobusem po całym dniu biegania po mieście. Aby podjąć próbę wejścia na Fuji musieliśmy kupić trochę sprzętu, włącznie z odpowiednimi butami. Było bardzo nerwowo ponieważ prognoza pogody nie była korzystna. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że na poziomie z którego wyruszają wyprawy na Fuji pada deszcz, a lokalni specjaliści przewidują opady. To były ciężkie decyzje, ponieważ nie mieliśmy wyposażenia na długotrwały deszcz. Ruszyliśmy wśród tłumów, które idą dzień i noc na górę, najwięcej chyba nocą, aby obejrzeć wschód słońca, co wg Japończyków, każdy przynajmniej raz w życiu musi zrobić obowiązkowo. Po drodze zaraz na początku przestało padać i nie padało do końca. Było bardzo ciężko do tego choroba wysokościowa w ostatniej partii wędrówki. Szczęśliwi zajrzeliśmy do krateru i zaczęliśmy schodzić z latarkami po ciemku. Trudno urzierzyć jak wielu Japończyków wchodzi nocą, po prostu tłumy. Przed północą ostatnim autobusem zjechaliśmy do centrum, skąd chcieliśmy pojechać do Tokio, padał deszcz. Bardzo zmęczenii rozbiliśmy namiot koło dworca, przespaliśmy nie niepokojeni przez policję, podtrzymując tradycję tzw. urban camping. Po odpoczynku w Tokio żegnaliśmy się z Japonią bardzo usatysfakcjonowani przeżyciami, wejściem na Fuji oraz gościnnością mieszkańców Japonii.





We Władywostoku spotkaliśmy się z motocyklistami, którzy w większości miast rosyjskich mają swoje miejsca gdzie niemal każdego dnia tłumnie zjeżdżają wieczorami i nocą. Zabrali nas na przejażdżkę swoimi motocyklami po mieście, potem samochodem terenowym objeździliśmy najpiękniejsze miejsca widokowe, byliśmy w klubie z dobrą muzyką, i w towarzystwie m. in. motocyklistki, którą poznaliśmy na trasie przed Abanem, samotnie od Władywostoku podróżowała nad Morze Kaspijskie.


2012-07-26 – 2012-07-30
Polecieliśmy do Moskwy. Członkowie klubu Hayabusa Club Russia pomogli nam odebrać motocykl, który czekał na nas. W Moskwie poznaliśmy wielu motocyklistów, odbyliśmy wieczorne jazdy po mieście, bo w dzień nie ma sensu z powodu korków. Z Rosjanami spędziliśmy weekend „na daczy”, (czyli domku za miastem, gdzie cała Moskwa wyjeżdża zwykle na weekend) 100 km od Moskwy. Po powrocie i w oczekiwaniu na wizy białoruskie jeden dzień poświęciliśmy na zwiedzanie miasta piechotą i metrem.



2012-07-31

Dzień powrotu. Wyjeżdżamy z rana przez gigantyczne korki. Motocykl pozwala jechać, gdy inni stoją. Droga przez białoruś warta była pieniędzy za wizy ekspresowe, gdyż można jechać bardzo szybko. Dzień jest długi, dodatkowo odzyskujemy czas przekraczają strefy czasowe. Tego dnia zrobiliśmy własny rekord dziennego przebiegu 1311 km, dzięki czemu nie musieliśmy nocować po drodze. Policja próbowała dać nam mandat za przekroczenie prędkości, ale po długich negocjacjach darowano nam przewinienie, podobnie jak raz w Rosji.

Podsumowanie.
Tania benzyna w Rosji i Mongolii, za pół ceny z Polski, umożliwia nawijanie tysięcy kilometrów bez finansowego bólu. Motocykl świetnie przygotowany przez Suzuki Motor Poland Sp z o.o. oraz serwis Suzuki Piaseczno spisał się idealnie tak, jak sprzęt z Motorismo oraz innych partnerów. Motocykl przewrócił się dwa razy, ale nie w czasie jazdy, plastikowe kufry SW-Motech i bagażniki SW-Motech nie pękły, crash pady uchroniły motocykl przed uszkodzeniami. Ubrania nie przemokły. Rękawice HELD idealnie i ciepło chroniły przed deszczem. Nie mieliśmy dodatkowych kombinezonów przeciwdeszczowych. Kaski Arai ciche i dopasowane do głowy. Komunikacja Interphone F5 w czasie jazdy była nieoceniona. Nawigacja Garmin Zumo 660 bardzo dokładnie pokazywała nam drogę. Opony Michelin Pilot Road 2 wytrzymały 15 000 km, mimo, że w testach Magazynu Motocykl tylko 12 000 km! Po drodze robiliśmy dwa serwisy z wymianą oleju, oraz filtrów, oczywiście autoryzowane serwisy motocykli są nieosiągalne. Wyprawa zakończyła się wyjątkowo pomyślnie, w budżecie, w terminie, bez awarii lub wypadków, bez przebitej opony i bez żadnych chorób, przy wspaniałej pogodzie. To była podróż jak z bajki, ale piekielnie męcząca. Wyjeżdżając wcale nie wiedzieliśmy czy dojedziemy do celu. Z tymi obawami jechaliśmy przez niemal całą drogę. Na drodze czają się tysiące pułapek w postaci dziur, pęknięć oraz uskoków asfaltu, trzeba bardzo uważać. Tylko raz spaliśmy w hotelu w czasie całej 60 dniowej wyprawy. Kontakty z ludźmi na trasie, ich pomoc, wspólne jazdy na motocyklu, nocne rozmowy lub zwiedzanie miast dają niezapomniane wrażenia, przez pryzmat których pamięta się odwiedzone kraje, a w nich wielu przyjaciół. Dla nas te kontakty były o wiele ciekawsze niż odhaczanie i zaliczanie atrakcji turystycznych, i tego nie kupi się za pieniądze. Teraz chcemy innym podróżnikom pomóc w Warszawie, bo tylko tak możemy spłacić światu dług wdzięczności. I zaczęliśmy od razu. Dwa dni po przyjeździe do Polski przyleciał do nas na 2 tygodniowe wakacje 16-letni japoński chłopiec z rodziny, u której mieszkaliśmy kilka dni w Tokio. Kilka dni potem i przed ukończeniem tego tekstu dostaliśmy wiadomość z Mongolii z prośbą, aby odebrać mongolską ciocię z samolotu i zapakować do pociągu do Austrii, było ciężko, ale dało radę. Nasza przygoda trwa dalej!

Po więcej informacji, które mogą się okazać pomocne w Waszych podróżach zapraszamy do kontaktu z nami poprzez fanpage wyprawy: /www.facebook.com/Motorismo.Siberia.Challenge